Na koniec roku często dokonujemy podsumowania, co się nam udało, a co nie. Mnie też dopadły takie myśli i cóż....
Od kwietnia do dziś udało mi się wprowadzić ponad 50 wpisów na blogu, bloga odwiedziło ponad 1700 osób . Nie jest to powód do dumy, ani żaden sukces, ale przecież już na wstępie założyłem, że ten blog jest dla mnie, (jeżeli jeszcze ktoś go czyta to fajnie), abym mógł w przyszłości, o ile nie wyrzucą go z serwera, wracać do przeszłości, do muzyki i do związanych z nią wspomnień.
Wpisy pojawiają się dość rzadko bo są wynikiem jakiegoś impulsu, przeczytam coś w internecie, ktoś ze znajomych przypomni mi jakieś stare utwory lub ja sam przejrzę swoje archiwum muzyczne i "wrzucę" do słuchania coś, czego już dawno nie słuchałem. Ostatnio w ten sposób odświeżyłem swoją znajomość z paroma wykonawcami, o których dawno zapomniałem, a którzy dziś dość rzadko goszczą na antenie radiowej.
Dziś kilka zdań na temat jednego z nich.
Multiinstrumentalista, Szwajcar grający między innymi na harfie, tak na harfie.
Kiedyś na początku lat osiemdziesiątkach usłyszałem u jednego ze znajomych kasetę z muzyką, którą kilka lat później zakwalifikowano by pewnie jako muzykę relaksacyjną. Wtedy jego płyty zdobywały nagrody zarówno w klasyfikacji płyt jazzowych, new age czy nawet w kategorii muzyki klasycznej.
Wśród muzyki rockowej, a nawet punkrockowej, której wtedy słuchałem było to dla mnie niezwykłe odkrycie, coś co teraz nazwałbym muzycznymi poszukiwaniami.
Przegrałem od znajomego na kasetę C-90, dwie płyty i słuchałem na okrągło. Jedną z tych płyt była Behind the Gardens z 1981 roku. Oto kilka utworów z tej płyty. Myślę, że są idealne do odpoczynku na przykład po szampańskiej sylwestrowej zabawie, lub po całym dniu spędzonym wśród zgiełku tego świata...
Kiedyś na początku lat osiemdziesiątkach usłyszałem u jednego ze znajomych kasetę z muzyką, którą kilka lat później zakwalifikowano by pewnie jako muzykę relaksacyjną. Wtedy jego płyty zdobywały nagrody zarówno w klasyfikacji płyt jazzowych, new age czy nawet w kategorii muzyki klasycznej.
Wśród muzyki rockowej, a nawet punkrockowej, której wtedy słuchałem było to dla mnie niezwykłe odkrycie, coś co teraz nazwałbym muzycznymi poszukiwaniami.
Przegrałem od znajomego na kasetę C-90, dwie płyty i słuchałem na okrągło. Jedną z tych płyt była Behind the Gardens z 1981 roku. Oto kilka utworów z tej płyty. Myślę, że są idealne do odpoczynku na przykład po szampańskiej sylwestrowej zabawie, lub po całym dniu spędzonym wśród zgiełku tego świata...
Ach zapomniał bym bohaterem dzisiejszego wpisu jest Anderas Vollenweider...
Behind The Gardens - Behind The Wall - Under The Tree, Andreas Vollenweider, 1981
Hands And Clouds, Andreas Vollenweider, 1981
Pyramid - In The Wood - In The Bright Light, Andreas Vollenweider, 1981.
Andreas Vollenweider od 1981 roku czynnie koncertuje, na stałe współpracując z kilkorgiem bliskich przyjaciół, sam zaś skład zespołu na przestrzeni lat koncertowania kilkukrotnie się zmieniał w zależności od charakteru tournée.
Należy wspomnieć , że w jego projektach uczestniczyli także polscy wykonawcy Tomasz Stańko i Michał Urbaniak, a sam Vollenweider kilkakrotnie występował w Polsce, niestety nie znalazłem żadnych nagrań na YT.
Na zakończenie tego wpisu jedno z nowszych nagrań artysty pochodzące z albumu AIR wydanego w 2009 roku.
Airdance, Andreas Vollenweider, 2009
Taaa... Znam Vollenweidera. Dla mnie trochę za słodko zawsze było. Wolę medytację spod znaku Klausa Schulze.
OdpowiedzUsuńJa również podchodzę do swojego bloga podobnie , często jest to impulsywne dodawanie .Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń