poniedziałek, 26 września 2011

Doktor Frankenstein.... czyli kto mnie stworzył - muzycznego potwora....(1)

Czy zastanawialiście się kiedyś, kto ukształtował Wasze zainteresowania muzyczne, bo przecież nie słuchacie wszystkiego, Jedne rzeczy podobają się Wam bardziej inne mniej, a jeszcze inne wcale.

Kiedy to się właściwie zaczęło…

W moim przypadku muzyka przyszła bardzo wcześnie za sprawą odbiornika radiowego marki „Koliber” czyli tzw. „tranzystora”.
Z tej małej zielonej skrzyneczki (nasz egzemplarz był zielony…) płynęły różnego rodzaju dźwięki (muzyki), których lubiłem słuchać bardziej niż „gadających głów”. Zresztą zostało mi to dziś. Gdy tylko w radio (w programie którego aktualnie słucham) pojawiają się rozmowy zmieniam program…

Mało było w tym czasie (koniec lat 60-tych i początek 70-tych) muzyki, która teraz zakwalifikowalibyśmy, jako rock, czy jak to się wtedy u nas nazywało big beat. Ale czasem się zdarzało. Zresztą wtedy, gdy miałem kilka lat nie miało to aż takiego znaczenia, wiedziałem jedno, że muzyka będzie jedną z najważniejszych rzeczy w moim życiu. 

Z tych czasów pamiętam szczególnie „Płonącą stodołę” Niemena, „10 w skali Beauforta” Trzech Koron piosenki Maryli Rodowicz o dzięciołach, kolorowych wozach i wagonach…Piosenki Jerzego Połomskiego, który nota bene wciąż wygląda prawie tak samo…jak 40 lat temu.

Ponieważ Niemen i Trzy korony już byli, przypomnę przeboje Maryli (Rodowicz)

 Maryla Rodowicz. Dzięcioł i dziewczyna.

piątek, 16 września 2011

Ryby i wieprze mają głos.... czyli Marillion w dwu odsłonach...

  • 23 lata temu 16 września 1988 roku Fish ogłosił, że odchodzi z zespołu Marillion i rozpoczyna karierę solową. Tym samym zakończył się "okres Rybny" zespołu Marillion. Mnie osobiście ta odsłona zespołu bardziej odpowiada, a wszystko zaczęło się w 1979 roku. 
    Nazwa grupy pochodzi od tytułu powieści J.R.R Tolkiena Silmarillion, tego samego, który napisał Hobbita i Władcę pierścieni. W przeciwieństwie do dwóch ostatnich powieści, Silmarilion, nie zdołali przeczytać nawet znani mi zagorzali fani zespołu. Pierwsze trzy litery tytułu wyrzucono, aby nazwa nie kojarzyła się z angielskim słowem "silly" czyli głupi.
    Marillion polubiłem od pierwszego tytułowego utworu z płyty wydanej w 1983 roku

    Script for a Jester's Tear, Marillion, 1983

    Niemniej udany był kolejny album z 1984

wtorek, 13 września 2011

Nieprawda, że z Rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu ...czyli The Corrs

Zacytowane w tytule wpisu przewrotne powiedzenie najwyraźniej nie sprawdza się w przypadku irlandzkiego zespołu The Corrs. Zespół tworzy rodzeństwo, trzy siostry i brat, wyedukowane muzycznie przez ojca. Zapewne gdy na początku lat 90-tych rozpoczęli występy w dublińskich pubach nie przypuszczali , że już wkrótce czeka ich światowa kariera. Z całą pewnością można powiedzieć , że w ich przypadku w przenośni i dosłownie ziścił się "amerykański sen" .  W trakcie jednego ze swoich występów w Dublinie zostali dostrzeżeni przez ambasadora Stanów Zjednoczonych, co zaowocowało ich występem na otwarciu Mistrzostw Świata w piłce nożnej w Bostonie w 1994 roku. Tam spotkali znanego producenta Davida Fostera, a co było dalej chyba nie muszę pisać...

Forgiven not Forgoten, The Corrs, 1995

Forgiven not Forgoten to pierwszy album zespołu The Corrs wydany w 1995 roku właśnie za sprawą Davida Fostera.

poniedziałek, 12 września 2011

Bitwa na głosy...czyli śpiewające duety...

Przysłowie mówi, że "Co dwie głowy to nie jedna"  i podobnie jest z głosami i śpiewem. Dziś wpis poświęcony moim ulubionym duetom w wykonaniu artystów, za którymi nie koniecznie przepadam gdy śpiewają solo. 
Zacznę od naszego podwórka czyli duetu po polsku. Nie, nie będzie to "Dumka na dwa serca", ale utwór w wykonaniu Beaty Kozidrak i zespołu Universe.

Tyle chciałem Ci dać, Beata Kozidrak i Universe, 1993

Zupełnie w innym  klimacie jest duet dwóch Pań, Celine Dion i Barbry Streisand. Podobno po nagraniu wokalistki pokłóciły się ze sobą,

środa, 7 września 2011

Obrazy dźwiękiem pisane...czyli muzyka filmowa (2)

W poprzednim wpisie skupiłem się na ścieżkach dźwiękowych, które lubię jako całość, ale nie zawsze tak jest , że podoba mi się cała muzyka z filmu. Takim typowym przykładem jest piosenka Coolio z filmu "Dangerous Minds" - Młodzi gniewni. Generalnie nie lubię tej formy muzycznej, ale w tym utworze jest coś czego nie potrafię nazwać, a co mnie w nim urzekło:

Nie wiem od czego to zależy, czy od przeglądarki czy od dostawcy internetu, ale niektóre clipy z YouTube nie chcą się odtwarzać wewnątrz bloga więc można je odtwarzać tylko na YouTube. Staram się takich clipów nie załączać, ale nieraz nie ma z czego wybrać. Za utrudnienia przepraszam.

Gangsta's Paradise, Coolio, 1995

Kontynuując temat filmów o trudnej młodzieży następny będzie utrzymany w stylu klasycznego tanga

wtorek, 6 września 2011

Obrazy dźwiękiem pisane ...czyli muzyka filmowa (1)


Muzyka filmowa - ten temat chodził za mną  od dłuższego czasu. Czasem oglądając film, nawet nie zdajemy sobie sprawy z jej istnienia, a to świadczy tylko o mistrzostwie kompozytorów specjalizujących się w tym gatunku.  W zasadzie na temat muzyki filmowej mógłby powstać oddzielny blog i byłoby o czym pisać. Ponieważ mój blog ma w swym tytule wyraz "subiektywny" zaprezentuję tu, krótki wybór tego co przemówiło do mnie i do czego wracam.
Zacznę od muzyki z filmu, którego nie chciałbym kolejny raz oglądać  "Requiem dla snu", Ci którzy widzieli pewnie mnie rozumieją, a Ci którzy nie widzieli niech posłuchają muzyki, bo ta moim zdaniem jest znakomita:
Requiem dla snu, Clint Mansell i Kronos Quartet, 2000.

Muzyką do której często powracam jest ścieżka dźwiękowa z filmu "Amelia".  Nie wiem jak na innych,

poniedziałek, 5 września 2011

Joy Division...czyli od smutnej radości do Nowego Porządku...

Pewnie niezbyt wiele osób wie czym były dywizje radości i może dlatego sama nazwa zespołu Joy Division nie wywołuje w naszym kraju tyle emocji co na przykład "polskie obozy koncentracyjne", a przecież dywizje radości to nic innego jak "domy uciech", które powstawały właśnie w obozach koncentracyjnych (oczywiście nie polskich, a znajdujących się między innymi na terenie Polski). Skąd taka nazwa , podobno z książki pod tytułem Dom Lalek autorstwa Yehiel De-Nur opisującego los wyselekcjonowanych więźniarek zmuszanych do świadczenia usług seksualnych w obozach. Według mnie  był to efekt zamierzonej prowokacji, wszak muzyka Joy Division, podobnie jak pierwotne znaczenie tej nazwy z radością nie maja zbyt wiele wspólnego.

Czas na muzykę:

She Lost Control, Joy Division, 1979


Pośrednio do powstania zespołu Joy Division przyczynił się inny brytyjski zespół z tego okresu, a mianowicie punkrockowa formacja Sex Pistols.